Ci którzy o blogu pamiętają ^^

środa, 15 października 2014

Jak Yin i Yang ( Part 3/? )


Wróciłam :3 Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu zagląda. Miała to opowiadanie zawieszać, ale jak to mówią komentarze działają cuda. Wchodzę dziś na bloga, a tu nowy komentarz. Tak się ucieszyłam, że nie wiem kiedy to napisałam xD 
Nie przedłużając życzę miłego czytania i zapraszam do komentowania. 

_________________________________________________________________________________

- To był błąd. – warknął przez zaciśnięte zęby napinając mięśnie. Jego dłonie zacisnęły się w pięści z taką siłą, że aż pobielały mu knykcie.
- No co ty nie powiesz? – zapytałem składając ręce na piersi. Moja postawa wskazywała, że mam go całkowicie gdzieś jednak to były tylko pozory. W głębi duszy byłem przerażony. Znam tego chłopaka niemal od urodzenia. Kiedyś nawet się kumplowaliśmy jednak potem on wybrał starsze towarzystwo. Zmienił się. Zaczął mną pomiatać, szydzić ze mnie, a nawet stosować przemoc. To przez niego zacząłem uczęszczać na zajęcia z chińskich sztuk walki. Potrafiłem się bronić przed każdym z wyjątkiem jego osoby. To niesamowicie głupie, ale patrząc po nim widziałem tego zagubionego chłopca, który chcąc znaleźć dla siebie miejsce wybrał nie to co trzeba.
- Nie tym tonem. – syknął znajdując się niebezpiecznie blisko mnie. Stałem jak wmurowany i przyglądałem się jak bierze zamach. Kiedy poczułem ból po uderzeniu w brzuch tracąc powietrze zgiąłem się wpół i cofnąłbym się gdyby nie jeden z nich. Zostałem popchnięty z taką siłą, że upadłem. Kiedy udało mi się złapać powietrze spojrzałem w górę, a chwilę później nadszedł pierwszy kopniak. Atakował tylko on. Żaden z jego kolegów nie odważył się mnie dotknąć. Wiedzieli, że poradzę sobie z nimi bez problemu. Znali moją słabość. Nie reagowałem.
- Spierdalać! – usłyszałem krzyk i szybko zbliżającą się osobę. Nie musiałem podnosić głowy, żeby wiedzieć kto to.
- Proszę, proszę… Pojawił się wybawca. – zadrwił kopiący mnie krótkowłosy. Zostawiając mnie skulonego pod ścianą ruszył w stronę Kyu. Po chwili uniosłem głowę oddychając chrapliwie i spojrzałem na rozgrywającą się przede mną scenę. Było czterech na jednego. Kyu radził sobie nawet nieźle, ale oberwał kilka razy i patrząc po sile uderzeń wiedziałem, że zostanie ślad. Wstałem i lekko chwiejnym krokiem ruszyłem w ich stronę. Złapałem jednego z nich za marynarkę mundurka i pociągnąłem z ogromną siłą do tyłu. Siła odrzutu była tak duża, że uderzył plecami o ścianę i osunąłby się po niej gdybym go nie powstrzymał. Mając w głowie to jak zamierza się na Kyu zamachnąłem się na niego jednak nie uderzyłem. Powstrzymała mnie przed tym czyjaś dłoń na ramieniu. Obejrzałem się za siebie i zamarłem. Dłoń należała do samej dyrektorki. Przełknąłem ślinę i puściłem chłopaka, który osunął się po ścianie i teraz leżał na niej oddychając ciężko.
- Panie Lee, panie Cho i panie Choi proszę za mną. – powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwy i nie oglądając się na nas ruszyła przed siebie. – Koniec widowiska. Proszę zabrać tamtych chłopaków do pielęgniarki. – odezwała się to sporego tłumu gapiów, który kiedy szła sam się przed nią rozsuwał. Idąc za nią cała sztyletowałem wzrokiem osobę, która to zaczęła. Miałem ochotę wrócić się do tego leżącego chłopaka i wyładować na nim swoją frustrację. Kyu mordując wzrokiem Seunghyuna, bo tak miał na imię mój były kolega z dzieciństwa  szedł pewnym krokiem.
- Co wyście sobie myśleli?! – wybuchła dyrektorka już na samym wejściu do swojego gabinetu. – Siadać! – rozkazała i nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby jej nie posłuchać. – Czy wy nie myślicie? Bójka w szkole?! To niedopuszczalne. Macie moje słowo, że rodzice dowiedzą się o tym jeszcze dziś. A teraz niech mi ktoś wytłumaczy o co tym razem poszło. – stanęła przed nami i założyła ręce na biodra patrząc na całą naszą trójkę przenikliwym wzrokiem. My za to jak na zawołanie spuściliśmy głowy wpatrując się w podłogę jakby była niesamowicie interesująca. – Słucham! – ponagliła nas.
- To.. Naprawdę nic. – wyszeptałem wiedząc, że żaden z nich się nie odezwie.
- Jasne.. Tego mogłam się spodziewać. Skoro nie chcecie powiedzieć dlaczego zachowaliście się tak jak się zachowaliście to porozmawiajmy o karze dla was. – powiedziała. Uniosłem wzrok na jej twarz. Gościła na niej powaga. Po chwili zmarszczyła lekko czoło wyraźnie się zastanawiając. – Z mojej strony to będzie nagana. Jeszcze jeden wyskok w tym roku szkolnym i cała wasza trójka wyleci. Macie się dodatkowo zgłosić po karę u wychowawcy. – powiedziała surowo mrużąc oczy. Odetchnąłem z wyraźną ulgą. Zawsze mogło być gorzej, a nasz wychowawca pewnie karze mi sprzątać klasę.
- Możecie iść. – powiedziała kiedy wciąż siedzieliśmy w miejscu jakby bojąc się drgnąć. Wstaliśmy jak na zawołanie, ukłoniliśmy się przepraszając choć żadne z nas nie czuło skruchy i już nas nie było.
- Mogłeś się nie wcinać… Teraz masz naganę. – powiedziałem zrezygnowany do Kyu kiedy drzwi się za nami zamknęły.
- Tak, masz rację. Miałem przejść obok i udawać, że nie widzę jak ten popapraniec się nad tobą znęca. Fajną osobę ze mnie robisz. – odparł z wyrzutem.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi… Dałbym sobie radę. – starałem się załagodzić.
- Widziałem to i na dawanie sobie rady to nie wyglądało. – warknął i dopiero teraz się połapałem, że nie tylko ja oberwałem.
- Jak się czujesz? – spytałem chociaż wiedziałem, że to głupie pytanie. Zawsze kiedy je zadawałem patrzył na mnie jakby go to nie ruszało, a odpowiedź brzmiała tak samo.
- Bywało gorzej. – zazgrzytałem zębami.
- Zawsze tak mówisz, a potem widzę te siniaki, albo krew. Ciebie to oczywiście nie rusza, bo jakże by mogło. Przestań udawać i powiedz prawdę. – wkurzyłem się na niego i gdyby nie to, że wciąż byliśmy pod gabinetem dyrektorki pewnie wykrzyczałbym mu w twarz te słowa.
- Mówię. – powiedział spokojnie i w tym momencie zadzwonił dzwonek na lekcje. – Muszę iść hyung.. Mam matematykę. – dodał i zostawił mnie samego pod gabinetem. Prychnąłem i ruszyłem na kolejną lekcję. Se znalazł wymówkę.

~*~

Po lekcjach poszedłem do pokoju nauczycielskiego niestety skazany ma obecność dawnego przyjaciela. Weszliśmy do środka i ruszyliśmy do naszego wychowawcy. Nie wyglądał na złego, bardziej na zawiedzionego.
- Co wam chłopcy wpadło do głowy, żeby bić się na środku korytarza? Nie mogliście z tym poczekać do końca lekcji? Albo załatwić tego słownie? – zaczął nas wypytywać kręcąc przy tym głową. – Niestety jak wiecie muszę was ukarać choć pani dyrektor już to zrobiła i jak dla nie była wobec was zbyt ostra… Od jutra przez tydzień będziecie zamiast reszty waszych rówieśników sprzątać salę lekcyjną. – powiedział notując to sobie w notesie. – Będę sprawdzał przed i po czy sprzątaliście i czy byliście tam obaj, a nie tylko jeden z was. Jesteście na dziś wolni. – zakończył. Pożegnaliśmy się i wyszliśmy.
- Spieprzaj. – warknął zaraz po wyjściu na korytarz i popchnął mnie na ścianę. Westchnąłem jedynie i poprawiłem ubranie. Poczekałem jeszcze na Kyu, który po chwili przyszedł obgadać sprawę kary ze swoim wychowawcą. Zniknął na jakieś pięć minut podczas których na całym korytarzu dało się słyszeć krzyki jego wychowawcy.
- Mam miesiąc sprzątania i zero opuszczania lekcji w tym miesiącu.. Dodatkowo ubzdurał sobie pomoc słabszym uczniom w mojej klasie z matmy. – warknął po wyjściu.
- To chyba nie tak źle, no może nie licząc zakazu wagarów. – starałem się go pocieszyć.
- Ludzie z mojej klasy to gorsi idioci z matmy od ciebie. – powiedział. – To miał być komplement. – dodał natychmiastowo widząc moją minę, która ani trochę się nie zmieniła po tym co dopowiedział.
- Nie poczułem się wyróżniony. – warknąłem obejmując bo ramieniem za szyję i ciągnąc w dół. Zaczął się wyrywać, niestety nieskutecznie. Zaśmiałem się, poczochrałem mu włosy i dopiero wtedy uwolniłem.
- To było wredne. – powiedział zaczynając poprawiać włosy.
- Staram się jak mogę, a teraz spadamy do domu. Zgłodniałem. – pogłaskałem się jedną dłonią po brzuchu drugą łapiąc go pod ramię i prowadząc do wyjścia ze szkoły. 

wtorek, 5 sierpnia 2014

Jak Yin i Yang ( Part 2/? )

Trochę długo mi zeszło z tym rozdziałem, ale w końcu jest. 
Jak obiecałam jest dłuższy od poprzedniego. Mam zamiar taką długość utrzymać chociaż jeśli będzie to możliwe to notki będą jeszcze dłuższe :3 
Pomimo moich zapewnień, że to raczej tasiemcem nie będzie to może się nim okazać. 
Przepraszam, że musieliście tyle czekać i dziękuję, że czekaliście ^^
Miłego czytania >^.^<
_______________________________________________________________________________

- Brutal. – burknął starając się rozetrzeć bolące miejsce. Uśmiechnąłem się do niego z satysfakcją i popchnąłem do przodu kiedy mogliśmy przejść. Przez resztę drogi rozprawialiśmy o mało istotnych tematach.
W domu nie mogłem narzekać na brak zajęć. Posprzątałem, zjadłem obiad i zabrałem się za naukę. Rozkładając notatki w salonie usiadłem na podłodze opierając się o kanapę i przyswajałem nowe informacje. O dziwo nie miałem z tym większego problemu. Po zaledwie dwóch godzinach mogłem powiedzieć z pełną satysfakcją, że jestem przygotowany. Zabrałem się więc za matematykę, z którą byłem przekonany, że zejdzie mi najdłużej.
- Wróciłam! – usłyszałem nagle. Zerwałem się na równe nogi i odkładając notatki na stół pognałem do przedpokoju.
- Tęskniłem. – powiedziałem z uśmiechem i przytuliłem się do mamy.
- Radziłeś sobie przez te kilka dni? – zapytała mierzwiąc mi włosy.
- Jak widać. – odparłem prowadząc ją do kuchni. – Usiądź i odpocznij, a ja zrobię coś do jedzenia. – dodałem i zabrałem się za szykowanie kolacji. – Jak było? – spytałem krojąc warzywa.
- Jak to na wyjazdach służbowych. Szkolenia, spotkania z klientami, ze trzy konferencje. Ale się opłaciło. Zdobyliśmy nowego, ważnego klienta. – powiedziała zadowolona.
- To gratulacje. Mi to jeszcze trochę zajmie.. – powiedziałem bardziej do siebie niż do mamy.
- Nie spiesz się Sungminie, pójdę na górę się trochę odświeżyć. – poinformowała mnie po czym opuściła pomieszczenie zostawiając mnie samego.
Dokończyłem kolację i kiedy mama przyszła zjedliśmy ją śmiejąc się z niektórych sytuacji jakie przydarzyły się podczas jej wyjazdu.
- Mam coś dla ciebie. – powiedziała w pewnym momencie zwracając na siebie uwagę.
- Mam zamknąć oczy jak na grzeczne dziecko przystało? – zażartowałem.
- Ależ oczywiście, bo jakże by inaczej. – podchwyciła wychodząc. Po chwili wróciła ze dość dużą reklamówką. Podała mi ją po czym przyjrzała mi się badawczo. Zajrzałem do środka i moim oczom ukazało się podłużne pudełko. Wyciągając prezent uśmiechałem się szeroko.
- To najlepszy prezent jaki mogłem sobie wymarzyć. – powiedziałem kładąc na stół reklamówkę i pudełko w którym znajdowały się klawisze. Podszedłem do mamy, przytuliłem ją i pocałowałem w policzek.
- Wiedziałam, że ci się spodoba. – odparła głaskając mnie po policzku. – No już.. zagraj mi coś. – uśmiechnęła się zachęcająco. Nie chcąc, żeby czekała wróciłem na swoje miejsce po czym wyciągnąłem urządzenie z opakowania. Usiadłem  na krześle i zacząłem grać pozwalając by po chwili do gry dołączył mój głos. Przez te parę minut spoglądałem na mamę, która z uśmiechem kołysała się delikatnie na boki. Od zawsze lubiła oglądać jak robię to co naprawdę kocham. Wspierała mnie i dawała siłę.
- To było piękne. – wyznała. Zawsze mi to powtarza kiedy kończę śpiewać, grać, bądź walczyć. Niektórzy powiedzą, że robi to z obowiązku. Przecież jest moją mamą więc powinna mnie chwalić. To nie tak. Patrząc w jej oczy można zobaczyć wypełniającą ją radość i dumę. Można wyczytać tą szczerość z jej ust i tonu jakim mówi te słowa. W tej chwili pomimo tylu emocji na jej twarzy zobaczyłem też zmęczenie. No tak.. Dopiero co wróciła. Pewnie chce odpocząć.
- Powinnaś się położyć. – zagadnąłem spoglądając na nią z troską.
- Muszę się jeszcze rozpakować. – odpowiedziała wstając i kierując się do przedpokoju.
- To może poczekać do rana. Wezmę twój bagaż więc wypocznij. – powiedziałem kładąc jej dłonie na ramiona i kierując dzięki temu w głąb domu.
- Może masz rację. Dziękuję. – uśmiechnęła się odchodząc. Ruszyłem po walizkę, a z nią na górę. Zostawiając ją w sypialni mamy upewniłem się, że idzie spać, a potem sam postanowiłem udać się na spoczynek.

~*~

Następnego dnia obudziły mnie odgłosy krzątaniny. Uniosłem się do siadu, przetarłem oczy i przeciągnąłem. Nim opuściłem pokój zaścieliłem łóżko i przebrałem się w mundurek. Schodząc po schodach palcami przeczesywałem włosy.
- Już wstałeś? – usłyszałem pytanie dochodzące z kuchni.
- Tak.. co robisz? – spytałem wchodząc do pomieszczenia. Zacząłem się przyglądać z uwagą każdemu ruchowi swojej rodzicielki.
- Śniadanie. – wzruszyła ramionami. – Zawieść cię? – pakowała kanapki do pojemnika.
- Nie musisz. Kyu po mnie wpadnie. – powiedziałem podchodząc do niej i podkradając jedną z trójkątnych kanapek. Oczywiście nie obyło się przy tym bez mojego chichotu i od strony mamy pacnięcia mnie w dłoń.
- Będziesz miał mniej do szkoły. – ostrzegła chcąc nadać głosowi poważne brzmienie, ale jej nie wyszło.
- Tragedia. – odparłem wpychając sobie resztę jedzenia do ust i starając się to pogryźć.
- Wyglądasz jak chomik, albo wiewiórka. – spostrzegła szczypiąc mnie delikatnie w policzek.
- Fo bolao. – powiedziałem z pełną buzią czego efektem było roześmianie się mojej rodzicielki. Już miałem ostentacyjnie prychnąć kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. Skocznym krokiem ruszyłem w ich stronę w międzyczasie połykając wszystko co miałem w buzi.
- Mój bohaterze! – zawołałem rzucając się na szyję osłupiałego Kyuhyuna. – Ratuj mnie bowiem do domu wtargnęła pewna osoba szczypiąca mnie po policzkach i bijąca po dłoniach. – kontynuowałem dramatycznym głosem kiedy przyjaciel starał się mnie od siebie odsunąć. – Nie odpycha się bezbronnych zwierzątek. – powiedziałem robiąc wielkie oczy i wczepiłem się w niego bardziej. Ten jedynie na to westchnął i ignorując moją osobę uwieszoną na nim wszedł do środka zamykając za sobą drzwi i ruszył do kuchni.
- Dzień dobry pani. – przywitał się uprzejmie.
- Witaj Kyunnie. – powiedziała szczęśliwa, podeszła do niego, potargała mu włosy po czym zaczęła mnie gilać. – Tak się właśnie odczepia przylepy. – skwitowała kiedy piszcząc i śmiejąc się puściłem Kyu i zacząłem uciekać.
- To było nie fair. – burknąłem na co Kyu uśmiechnął się diabolicznie.
- Zapamiętam. – powiedział wolno patrząc na mnie z dziwnym błyskiem w oku. To mi się zdecydowanie nie podoba.
- Ty lepiej nic nie zapamiętuj. W ogóle to się wytłumacz. Przyszedłeś wcześniej niż zwykle! – wymierzyłem w niego oskarżycielsko palec robiąc oburzoną minę.
- Pan wybaczy. – ukłonił się majestatycznie. – Nie chciałem się spóźnić na pierwszą lekcję, a przy pana osobie to bardzo możliwe kiedy się przyjdzie na czas. – uśmiechnął się słodko.
- Masz pierwszą matematykę? – spytałem zrezygnowanym tonem.
- Tak. – odpowiedział natychmiast wracając do swojego zwyczajnego tonu. Wywróciłem na to oczami. Oczywiście, bo jakże by inaczej. Może się spóźnić na każdą lekcję, ale jeśli chodzi o matmę to musi być obowiązkowo.
- Idę się spakować. – powiedziałem cicho ruszając do siebie w momencie kiedy Kyu zaczął rozmawiać z mamą na jakiś temat. W swoim pokoju spędziłem z dziesięć minut. Spakowanie zajęło mi niecałe dwie, a resztę poświęciłem na umycie zębów oraz dokładne rozczesanie włosów, bo jak się okazało przeczesanie palcami nie wystarczało.
- W końcu jesteś. Jak się nie pospieszymy to nie zdążymy. – denerwował się Kyu.
- Żebyś ty był taki chętny na każdą lekcję. – westchnąłem. – Idziemy. – pociągnąłem go za sobą do drzwi. Pożegnaliśmy się z mamą, a następnie wyszliśmy kierując się żwawym krokiem w stronę szkoły.
- Kiedy wróciła? – zapytał kiedy przykleiłem się do niego chcąc go podenerwować.
 - Wczoraj wieczorem. – odparłem dźgając go palcem w policzek. Wytrzymywał to dzielnie przez całe pięć minut dopóki nie przeniosłem się wyżej w okolice oka.
- Nawet. Nie. Próbuj. – powiedział łapiąc moją dłoń będącą niebezpiecznie blisko jego gałki ocznej. Zabierając dłoń wydąłem usta niezadowolony.
- Nie to nie. – odkleiłem się od niego i prychając ruszyłem szybciej.

~*~

W szkole było w miarę spokojnie. Tego dnia nie miałem matematyki przez co humor szczególnie mi dopisywał. Chodziłem więc cały czas uśmiechnięty, na przerwach dużo rozmawiałem z koleżankami i co najważniejsze nie miałem problemu ze skupianiem się na tematach.
Na długiej ponad półgodzinnej przerwie miałem zamiar iść posiedzieć z Kyu jednak niestety nie było mi to dane.
- Yah! A ty gdzie się wybierasz? – warknął jeden z moich ‘kolegów’ popychając mnie do tyłu.
- Przejść się. – odparłem spokojnie. Tak coś przeczuwałem, że to nie skończy się dla mnie za miło.
- Oooo jak słodko. Idziesz się przejść. – zakpił śmiejąc się niskim głosem. – To może pospacerujemy razem i w międzyczasie porozmawiamy na temat twojego pedalstwa. – powiedział zbliżając się do mnie.
- O co ci chodzi co? – zapytałem nie ruszając się z miejsca.
- O ciebie.. O to, że jesteś taki pedziowaty, zachowujesz się jak pedzio, wyglądasz jak pedzio czyli jesteś pedziem. – oznajmił poważnym tonem.
- Ale z ciebie pustak. – palnąłem nim zdążyłem się pohamować. Spojrzałem na niego spanikowany. Widząc jak na jego twarzy pojawia się furia zbladłem trochę i zacząłem się cofać. Na moje nieszczęście okazało się, że za mną stał jeden z nich czego wcześniej nie zauważyłem. No to po mnie.

_______________________________________________________________________________


Niestety znalazłam jedynie wersję z koncertu ;c 

czwartek, 24 lipca 2014

Jak Yin i Yang ( Part 1/? )

Przed Wami pierwszy rozdział. Nie jest on długi, ale postaram się by następny był dłuższy. 
Jeśli chodzi o długość opowiadania to nie wiem ile będzie miał rozdziałów. Na pewno nie będzie tasiemcem jak Koszmarna niespodzianka. 
Mam nadzieję, że będziecie czytać i wyczekiwać kolejnych rozdziałów. 
Zapraszam do czytania >^.^<
_______________________________________________________________________________

Szkoła.. Taka piękna pogoda, a ja siedzę w szkole. Oglądam sobie jak nauczyciel matematyki pisze jakieś cyferki na tablicy i czuję, że jeszcze chwila, a zasnę. Pół tablicy już zapisał. Zaraz zapisze drugą połowę, a ja umrę z bólu głowy. Kompletnie nic z tego nie rozumiem. W ogóle po co komu matematyka. Jakieś wzory nie wzory, cyferki i obliczenia. Bla bla bla sranie w banie.
- To na dziś tyle. Możecie się spakować. – mówi wybudzając mnie z tego dziwnego transu i w tym momencie zaczyna dzwonić dzwonek. Chcąc zamknąć zeszyt połapałem się, że jest pusty.
- Kurcze. – szepnąłem i spojrzałem po szykujących się do wyjścia osobach. – Sojin! – zawołałem jedną z grupki dziewczyn rozmawiającej o czymś.
- Potrzebujesz czegoś? – zapytała podchodząc.
- Mogłabyś mi pożyczyć notatki z dzisiejszej lekcji? – spytałem uśmiechając się przyjaźnie.
- Jasne.. Poczekaj gdzieś tu mam zeszyt. – powiedziała zaczynając szukać notesu w torbie. Po chwili w końcu go znalazła i wyciągnęła w moją stronę. – Mógłbyś mi go jeszcze dziś oddać?
- Pewnie. Przepiszę to jedynie i zaraz ci go dam. – odparłem i biorąc swoją torbę ruszyłem do drzwi. Idąc korytarzem rozglądałem się dookoła. Jak dobrze pójdzie to jeszcze dziś załatwię sobie korki. Po kilku minutach szukania miałem dość. Czy on zawsze musi znikać wtedy kiedy go potrzebuję? Ruszyłem pod klasę w której lekcje mieli mieć pierwszoklasiści i zapytałem pierwszej lepszej osoby gdzie do licha podziewa się Kyu. Odpowiedź była krótka i rzeczowa. Uciekł. Zdenerwowany takim obrotem spraw wyciągnąłem telefon i wybrałem jego numer. Jedna próba połączenia, druga, trzecia i nadal nic.
- Odbierz… - szeptałem do siebie chodząc w te i z powrotem po trawniku.
- No co tam Hyung? – usłyszałem przy piątej próbie połączenia się z nim.
- Yah! Nie wiesz jak się odbiera telefon? I gdzie ty w ogóle jesteś. Z tego co wiem twoje lekcje jeszcze trwają. – powiedziałem wkurzony.
- Miałeem... Ważną sprawę do załatwienia. Co chcesz?
- Jasne.. Już ja znam te twoje sprawy. Dziś musisz wytłumaczyć mi matematykę.
- Spoko. Będę po siedemnastej. – powiedział szybko i się rozłączył. Spojrzałem na telefon z mordem w oczach po czym ruszyłem na kolejną lekcję. Temu to dobrze. Dzięki mnie zna materiał już prawie ze wszystkich klas i teraz sobie bimba mając idealne stopnie. Jakbym mu nie udostępniał książek to musiałby tu siedzieć. No ale nic. W końcu nie uczy mnie za darmo.
Czas do końca lekcji upłynął mi w pełnej nudzie. Pisałem to co mówili nauczyciele, przepisałem notatki z matmy i starałem się zapamiętać z tego jak najwięcej. Kiedy opuszczałem mury szkoły wstąpiła we mnie nowa energia. Do domu wróciłem truchtem i złapałem się za porządki w międzyczasie zmieniając mundurek na coś luźniejszego. Kiedy skończyłem była zaledwie szesnasta więc miałem jeszcze godzinę do przyjścia tego Padalca. Chcąc wykorzystać ten czas jak najlepiej pobiegłem do swojego pokoju. Pozbyłem się koszulki, wziąłem kij i wyszedłem na podwórko.
- Skoro mam czas to trochę poćwiczę. – powiedziałem do siebie, zamknąłem oczy i zacząłem trening. Czas przestał dla mnie płynąć. Byłem tylko ja. Płynnymi ruchami poruszałem się po świecie tak dobrze mi znanym…
- Drzwi to nie łaska otworzyć, ale wymachiwać badylem to już tak. – usłyszałem głos i wybudziłem się z transu. Uchyliłem oczy i spojrzałem na Kyu, który z torbą na jednym ramieniu opierał się o jedną ze ścian.
- Jesteś. – powiedziałem z uśmiechem i podszedłem do niego. – Chodź.. Jak to zobaczysz to chyba też nie załapiesz. – dodałem i pociągnąłem go za sobą do środka. Rozłożyliśmy się w salonie. Podałem mu zeszyt i przyglądałem się jak w skupieniu przeglądał jego zawartość.
- Jak ty możesz tego nie rozumieć? – odezwał się w końcu. – Przecież to jest najprostszy temat. – dodał. Ja patrzyłem na niego jak na wariata, bo jak można zrozumieć cokolwiek z tych kilometrowych działań, a on patrzył na mnie wzrokiem mówiącym, że większego debila na tym świecie nie widział.
- Wytłumaczysz mi to czy będziesz się gapił? – nie wytrzymałem w końcu.
- A tak. Jasne. Patrz. Całe działanie wydaje się skomplikowane, ale jak podzielisz je na części… - zaczął tłumaczyć mi wszystko po kolei. Kiedy rozwiązywałem działania Kyu przeglądał książki do trzeciej klasy i robił z nich notatki. Koło godziny dwudziestej byłem z siebie naprawdę dumny. Z Kyu jako nauczycielem miałbym stopnie z matematyki na przyzwoitym poziomie. Nie mam pojęcia jak to robi, ale potrafi wytłumaczyć mi wszystko tak żebym to zrozumiał.
- Jesteś niesamowity. Sam bym tego nigdy nie ogarnął. – powiedziałem patrząc na niego z podziwem.
- Nie żeby coś, ale powtarzasz mi to po każdych korkach. – odparł rozbawiony.
- Mam nie powtarzać? – zapytałem robiąc wielkie oczy.
- Czy ja powiedziałem, że mi się to nie podoba, albo, że to nieprawda? – uśmiechnął się wrednie i przygarnął mnie do siebie. Prychnąłem na to stwierdzenie.
- Nie masz może za wysokiego mniemania o sobie?
- Może mam, może nie. A teraz spadam. Starcraft na mnie czeka. – powiedział i po zmierzwieniu mi włosów opuścił dom. To nie fair. On sobie będzie grać, a ja muszę uczyć się na jutro. Jeden przedmiot mam z głowy, ale reszta nie znikła. Spać poszedłem po północy. Nie miałem nawet sił żeby się przebrać, bo powieki były tak ciężkie, że z trudem udawało mi się coś zobaczyć. Moment zetknięcia się głowy z poduszką był tym, w którym zasnąłem.
Następnego dnia w dobrym humorze poszedłem do szkoły. Jak sam się przekonałem kiedy skupiam się na lekcji czas płynie o wiele szybciej. To jest aż dziwne. Na ostatniej lekcji jaką była matematyka nauczyciel uznał, że coś ze mną nie tak ponieważ kiedy wziął mnie do tablicy nagle wszystko rozumiałem. Dzięki temu do ocen dołączyła piękna czwóreczka. Po lekcji pobiegłem pod klasę Kyu i kiedy tylko go zauważyłem  rzuciłem mu się na szyję.
- Dostałem cztery czaisz? Z matematyki! – krzyczałem szczęśliwy.
- To dobrze hyung, a teraz mnie puść, bo zostaniesz rozszarpany przez moje fanki. – zaśmiał się i odkleił moje ramiona od siebie.
- Idziemy na zajęcia. – powiedziałem i ruszyłem przodem. Kyu po chwili dołączył i razem dotarliśmy do klasy muzycznej. Jak się okazało wszyscy już tam byli. Odłożyłem torbę na bok i dołączyłem do grupy, a wraz ze mną Kyu.
- Skoro jesteśmy już w komplecie to możemy zaczynać. Czy każdy ma tekst? – zapytał nauczyciel śpiewu. Nie doczekawszy się odpowiedzi zasiadł za fortepianem i zaczął grać. Po przygrywce wszyscy zaczęli śpiewać.
- Dobrze… Teraz podzielimy tekst pomiędzy was wszystkich i zobaczymy jak to wyjdzie. – odezwał się przerywając grę. W ciągu kilku minut podzielił tekst i odpowiednio nas ustawił. Nikogo nie zdziwiło, że Kyu dostał największe wstawki. Ma cudowny głos. – Jeśli wszystko jasne to zaczynamy.  – powiedział Pan Jung i zaczął grać na nowo. Nim wyszło równo musieliśmy trzy razy powtarzać całość. Głównie przez dwie nowe osoby. Kiedy wersja z podziałem wychodziła bezbłędnie zaczęliśmy ćwiczyć inne utwory. Tak nam zleciały dwie godziny zajęć.
- Gardło mnie boli. – zacząłem narzekać kiedy tylko wyszliśmy ze szkoły.
- Nie przesadzasz czasem? – zapytał Kyu podając mi butelkę wody.
- To że ty dostałeś partie na twój głos nie oznacza, że każdy dostał. Musiałem wyciągać tak wysoko, że moje struny głosowe ucierpiały. – burknąłem.
- Nie wiem o co się rzucasz. Masz piękny, delikatny głos i należy go wykorzystywać. Pan Jung to wie, ja to wiem i wszyscy to wiedzą. Dlatego dostałeś takie, a nie inne wstawki. – wyjaśnił wzruszając ramionami.
- Ejjj nie mam delikatnego głosu! Jest mocny! – oburzyłem się.
- Szczerze… Jak się poznaliśmy to miałeś dłuższe włosy pamiętasz? – zaczął.
- No pamiętam i co w tym takiego?
- Kiedy się ze mną witałeś miałeś tak dziewczęcy głos, że gdybym nie dostrzegł, że jesteś płaski pomyślałbym, że jesteś dziewczyną. – powiedział i zaczął uciekać. Ja za to goniłem go mając ochotę posiekać jego osobę na drobne kawałeczki. - Nie jestem do jasnej cholery dziewczyną, a mój głos jest niesamowicie męski. – krzyczałem za nim.
- Błagam cię. Nie jedna dziewczyna u nas w szkole jest bardziej męska od ciebie. – zaśmiewał się uciekając. Dorwałem go dopiero na pasach i z ogromną satysfakcją przywaliłem mu w plecy z pięści.

środa, 25 czerwca 2014

Jak Yin i Yang ( Prolog )

No więc uwaga! Werbel proszę! MAM POMYSŁ NA NOWE OPOWIADANIE!! :3 W końcu mnie naszło. Oczywiście zapowiedzi pisać nie umiem także jest jaka jest xD Czas znowu będzie szkolny chociaż zastanawiam się czy nie przenieść akcji do pracy. Jak myślicie? 
Co do zamówień. Zostaną one zrealizowane pomiędzy rozdziałami tego opowiadania także proszę się nie martwić ^^ 
Co do pierwszego rozdziału to nie wiem kiedy się pojawi. Jest dużo rzeczy do zrobienia. Trzeba pozałatwiać sprawy z nową szkołą i jeszcze PaT. Nie wiem czy ktoś z czytelników wie co to za akcja, jednak jeśli takowy się znajdzie to oznajmiam, że jadę do Konina :3 
To chyba na tyle z wiadomości. Co sądzicie o tym jakże krótkim prologu? 
_________________________________________________________________________________


Kyuhyun i Sungmin. Ogień i woda. Wredny i miły. Niezwykły i przeciętny. Diabeł i anioł. Najlepsi przyjaciele. Wbrew wszystkiemu i wszystkim te dwa przeciwieństwa idealnie ze sobą współgrają. Jedno wie wszystko o drugim. No może prawie wszystko.
Kyuhyun wiele w życiu wycierpiał co sprawiło, że stał się chłodny i ciężko mu komuś zaufać. Jednym z wyjątków jest Sungmin, który uczepił się go dawno temu i tak już zostało. Ten blond włosy chłopak z nieodłącznym przyjaznym uśmiechem i czekoladowymi oczami powoli zdobył jego zaufanie. Znosił wybuchy złości i napady furii. Niejednokrotnie sam był celem młodszego. Może ktoś powie, że jest po prostu głupi skoro pozwala się tak traktować, ale czy nie na tym polega przyjaźń?
Trwanie przy kimś choćby nie wiem co. Zaufanie i oddanie. Szczerość nawet ta bolesna i wiara w drugą osobę. To właśnie buduje przyjaźń. Na tym się opiera. Dzięki temu te dwie tak różne od siebie osoby są w stanie znieść swoje towarzystwo i żyć obok siebie na przekór wszystkim.
Z czasem jednak wszystko się zmienia. Ludzie się zmieniają, otoczenie się zmienia i co najważniejsze uczucia się zmieniają. 
Tylko jak to się wszystko potoczy? Czy przyjaźń przetrwa? 
A może każdy pójdzie w swoją stronę? 



Lee Sungmin
Lat 18
Miły, nieśmiały, ma spore grono wielbicielek
Interesuje się sztukami walki, grą na pianinie, śpiewaniem


Cho Kyuhyun
Lat 16
Wredny, zadziorny, Nie obchodzi go co sądzą o nim inni
Interesuje się grami komputerowymi, śpiewaniem, przedmiotami ścisłymi, grą na gitarze

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Rozłąka czasami pokazuje więcej niż widzimy na co dzień ( One-Shot )

I kolejny one-shot. Tym razem dla Damianna. 
Na ten pomysł wpadłam słuchając tej piosenki Klik
Mam nadzieję, że Ci się spodoba. Za możliwe błędy przepraszam, ale pisałam to o czwartej rano.
Co do następnego shota to myślę, że też tak jakoś za tydzień wstawię. 
To by było na tyle mojego ględzenia. 
Miłego czytania >^.^<
_________________________________________________________________________________


- Kyu! Kyu mam wspaniałe wieści! – krzyknął Hongki od progu. Szybko pozbył się butów i ruszył do salonu, gdzie rzucił się w rozwarte ramiona swojego chłopaka.
- Co się stało? – spytał rozbawiony całując go przy okazji.
- Udało się! Wybrali mnie do pokazu. – oznajmił radośnie.
- Jakiego? – dopytał Kyu przekrzywiając głowę. Hongki nachmurzył się trochę i odsuwając odrobinę zrobił poważną minę.
- Jak to jakiego? Od tygodnia ci mówię jak ważny był dla mnie ten dzień. Od niego zależało, czy zostanę wybrany do pokazu we Francji czy też nie. Ale się udało. Wyjeżdżam za tydzień na miesiąc. Znowu mnie nie słuchałeś? – zapytał starszy marszcząc gniewnie brwi.
- To nie tak, po prostu mam dużo mam ostatnio na głowie… Czekaj, czekaj. Do Francji?! Za tydzień?! Na MIESIĄC?!!
- No tak… Naprawdę mnie nie słuchałeś. Czasami się zastanawiam czy to co do ciebie mówię w ogóle do ciebie dociera. – powiedział Hongki kręcąc głową w geście zrezygnowania.
- Nie chcę, żebyś tam jechał. – oznajmił młodszy bez ogródek.
- A to niby dlaczego?! – uniósł się rudowłosy.
- Bo nie. – zakończył rozmowę Kyu po czym opuścił salon. Hongki przyglądał się jego plecom z niedowierzaniem. On mu zabrania i dlatego ma nie jechać? Chyba śni! Nie będzie go ograniczać.
Zaciskając pięści i przygryzając wargę aż do krwi żwawym krokiem ruszył do przedpokoju. Na powrót założył buty i pospiesznie opuścił dom porządnie trzaskając drzwiami. Wsiadł do auta i ruszył do osoby, która na pewno go wysłucha.
Zaparkował na podjeździe posesji Heechula. Nawet nie pukając wszedł do środka.
- Nie do wiary, on się nie zgadza! – krzyknął chcąc wyładować swoją frustrację. Kiedy zdejmował buty pojawił się przed nim Heechul z Heebumem na rękach i Siwon.
- Co tym razem? – spytał najstarszy.
- Nie zgadza się rozumiesz to? Cały tydzień mówiłem jak bardzo mi na tym zależy, a on kiedy już mi się udało oznajmia łaskawie, że się nie zgadza! – mówił głośno i szybko. Nawet nie pytając ruszył do salonu, gdzie dopadł barek i nalał sobie do literatki mocnego trunku.
- Spokojnie… Może więcej szczegółów. – zaproponował Siwon.
- Więcej szczegółów? – spytał Hongki po tym jak na raz wypił wszystko co sobie nalał. – Wyobraź sobie, że kiedy ja cały rozpromieniony oznajmiłem, że mi się udało i za tydzień jadę na ważny pokaz do Francji on powiedział, że się nie zgadza, a na pytanie o powód odparł głupie „bo tak”! – wyjaśnił oburzony rudowłosy. W między czasie zdążył wziąć ze sobą całą butelkę Whisky i uwalić się z nią na fotelu.
- Mówisz, że od ilu mu opowiadałeś? – dopytał Hee.
- Od tygodnia. Chodziłem jak nakręcony i tylko o tym prawiłem, a on mi dzisiaj, że miał sporo na głowie. W ogóle mnie nie słucha. – skarżył się dalej popijając w międzyczasie.
- No to rzeczywiście spierdolił sprawę. – przyznał Kim.
- Przecież mówię! – oburzył się Lee.
- Spokojnie. Jak na moje oko, to ma jakiś poważniejszy powód. Może jest zazdrosny, albo się boi. – próbował go nadaremnie usprawiedliwić Siwon.
- O co ma się niby bać co?
- O to, że go zdradzisz? Zostawisz? Że coś ci się stanie? – tłumaczył Wielebny.
- Nie pierdol. Co on dziecko? Nie ufa mi czy jak? Przecież, wie, że nie jestem jak Hee. Bez obrazy stary. – powiedział do Kociowładnego, kiedy ten już otwierał usta, żeby coś powiedzieć. - Nie zostawiłbym go przecież. Kocham go kurwa. – zakończył po czym wlał w siebie kolejną porcję alkoholu.
- Hongki ma rację. Przecież Kyu wie, że on go Kocha i nie zostawiłby go dla byle kogo. A tym bardziej dla jakiegoś pierwszorzędnego francuza. – Hee stanął za przyjacielem.
- Ja tylko sugeruję. – Siwon uniósł dłonie w obronnym geście.
- To nie sugeruj, bo gadasz bez sensu. – warknął Hongki.
- Dobra.. Wy sobie spiskujcie, a ja idę zrobić jakiś obiad. – odparł Wielebny i ulotnił się czym prędzej z salonu. Wolał się już nie wtrącać. Jeżeli jego partner miał zamiar wymyślać jakieś bezsensowne powody to on wolał umyć od tego ręce zanim palnąłby coś przez co jeszcze by się pokłócili.
- Przenocuję dziś u was dobra? Jakoś nie chcę wracać do Kyu. Niech wie, że jestem na niego wkurzony. Może coś do niego dotrze. – zwrócił się Hongki do Heechula.
- Jasne stary. Jak będzie trzeba, to zostań nawet do wyjazdu. – uśmiechnął się Hee i poklepał przyjaciela po ramieniu.
Tego dnia pili do późna. Nie mięli się czym przejmować. Hee ledwo zakończył sesję i grafik na tę chwilę miał pusty, a Hongki ze względu na zbliżający się wyjazd dostał wolne. Jedynie Siwon powstrzymał się od picia. Chciał na spokojnie porozmawiać z Kyu i dowiedzieć się dlaczego nie chce, żeby jego kochanek pojechał do Francji.
Następnego dnia kiedy się obudził Heechula nie było obok niego w łóżku. Odrobinę zdziwiony ruszył na dół do salonu zobaczyć jak przedstawia się sytuacja. To co zobaczył przerosło jednak jego wyobrażenia. Na stole leżały niedojedzone przekąski, a naokoło nich stało sześć pustych butelek. Dwie po whisky, jedna po wódce i trzy po piwie. Całości dopełniały wszechobecne chipsy, dwie literatki i dwóch pijaków śpiących w dziwacznych pozycjach. Hee spał na kanapie, a może raczej jego nogi spały na kanapie ponieważ od pasa w górę leżał na podłodze pod stołem tuląc się do jednej z nóg Hongkiego zalegającego na fotelu po drugiej stronie. Wyglądał tak jakby zasnął czołgając się do niego ponieważ jedną rękę miał wyciągniętą na siedzeniu, drugą się siedzenia trzymał, a policzek miał wtulony w zgiętą rękę mniej więcej w połowie ścianki poniżej siedzenia. Kiedy Siwon otrząsnął się z chwilowego szoku zabrał się za zbieranie pustych butelek i literatek. Kiedy już się ich pozbył zaczął zbierać chipsy i kłaść na talerze z przekąskami. To zajęcie pochłonęło trochę czasu, ponieważ ciężko mu było manewrować pomiędzy śpiącymi. Po pewnym czasie pozbierał wszystkie i po kolei zaczął wynosić talerze. W kuchni wszystkiego się pozbył, pozmywał naczynia i przygotował dwie półtoralitrowe butelki wody w komplecie z tabletkami przeciwbólowymi.
- Ciężki nasz los co Heebum? – zwrócił się do kota. – Głodny? – dodał po czym zaczął szykować jedzenie dla zwierzaka. 
Nim towarzystwo z salonu ożyło minęły jeszcze ze dwie godziny. Siwon w tym czasie zdążył zjeść, pobiegać, i zacząć obiad.
- Pić! – zawył Hee ciągnąc za sobą półprzytomnego przyjaciela. Oboje dorwali się do wody i w chwilę ją pochłonęli nie zapominając o tabletkach.
- Barek jest od dziś dla was zamknięty. – oznajmił Siwon i nie słysząc słowa sprzeciwy wyszedł z kuchni, a kot podreptał za nim co zdziwiło wszystkich w takim samym stopniu.
Do czasu wyjazdu Hongki siedział u Heechula odmawiając jakiejkolwiek konfrontacji z Kyu. Chciał mu dać nauczkę na przyszłość, ale do środka roznosiło go od tęsknoty za tym wrednym dzieciakiem. Nieugięcie jednak prychał na każde wspomnienie o nim by za jakiś czas wzdychać cierpiętniczo po kątach. Siwon chciał się w międzyczasie dowiedzieć jaki powód miał Kyu, że zabraniał Hongkiemu wylotu jednak nie udało mu się to. Dzień przed wylotem Hongki poszedł do siebie spakować rzeczy mu potrzebne. Zrobił to oczywiście w czasie, w którym Kyu był w pracy. Na lotnisko odwiózł go Heechul. Kyu nie przyszedł się pożegnać co tylko dobiło odlatującego.
- Trzymaj się tam. – powiedział na odchodne Kociowładny i przytulił przyjaciela. Tan zmuszając się do uśmiechu pożegnał go i ruszył na odprawę.
Miesiąc zleciał mu w mgnieniu oka. Codziennie miał tyle zajęć, że ledwo starczyło mu czasu na jedzenie. Nie żałował jednak. Taka okazja nie chodzi ulicami. Musiał pokazać się od jak najlepszej strony jeśli chciał mieć więcej takich propozycji. Przez cały pobyt we Francji nie utrzymywał kontaktu z Kyu. Każdego dnia tęsknił coraz bardziej jednak mimo wszystko kiedy ostatniego dnia zadzwonił do Heechula, żeby powiedzieć mu kiedy mniej więcej będzie w kraju nawet nie zapytał co u jego chłopaka.
Następnego dnia chodził już po lotnisku i rozglądał się za przyjacielem.
- Jesteś w końcu. – usłyszał za swoimi plecami, a kiedy się obrócił ktoś już miażdżył go w uścisku. – Tak tęskniłem. – powiedział Kyu nie odrywając się od ukochanego. – Przepraszam. – dodał.
- Gdzie Heechul? – zapytał Hongki nadal udając obrażonego.
- Nie przyjdzie.. Nadal się na mnie gniewasz? – Kyu odsunął się od niego i spojrzał mu w oczy.
- A jak myślisz? – prychnął chcąc zobaczyć reakcję młodszego. Kyu na to jedynie spuścił głowę ze smutną minom i puścił ramiona starszego.
- Rozumiem.. W takim razie pozwól chociaż, że odwiozę cię do Heechula. – powiedział smutno nie podnosząc głowy. Hongkiemu nagle zrobiło się go szkoda. Jedną dłonią złapał go delikatnie za brodę i uniósł jego twarz na tyle, żeby zobaczyć pojedynczą łzę spływającą mu po policzku. W tym momencie coś w nim pękło. Jeszcze nigdy nie widział, żeby młodszy płakał.
- Do jakiego Heechula. Zabierz mnie do domu. Tak za tobą tęskniłem. Kocham cię. – powiedział po czym pocałował te piękne usta. Nie przejął się nawet tym, że byli na lotnisku i ludzie po nich patrzyli. Niech widzą, że ma osobę, którą kocha ponad wszystko. Przygarnął do siebie młodszego, a ten przylgnął do niego i nawet kiedy ich usta się rozłączyły jego uścisk nie zelżał.
- Wracajmy do domu. – szepnął Hongki i łapiąc kochanka za dłoń ruszył przed siebie do auta.
Kiedy tylko znaleźli się w domu rzucili się sobie w ramiona. Tak bardzo za sobą tęsknili. Nie odrywając się od siebie ruszyli do sypialni, gdzie spędzili cały dzień.
Dzięki tej kłótni obaj pojęli, że nie mogą bez siebie żyć. Obaj przyrzekli sobie, że na raz następny usiądą i wspólnie obgadają sprawę zamiast wprowadzać ciche dni.
- Właściwie to dlaczego nie chciałeś żebym jechał? – spytał Hongki zanim obaj zasnęli.
- Bałem się, że kiedy zostanę sam to serce mi pęknie z tęsknoty. – wyszeptał Kyu i pocałował starszego w skroń, by chwilę później usnąć z ukochaną osobą w objęciach. 

niedziela, 8 czerwca 2014

Magia pierwszego śniegu ( One - Shot )

W końcu udało mi się skończyć. 
Specjalnie dla ShiShi Yokumoo one-shot z Dongwoonem z B2ST. Przepraszam, że tak długo zajęło mi pisanie, ale nie mogłam znaleźć za dużo ficków z nimi przez co trudno było mi to napisać. Mam jednak nadzieję, że Ci się spodoba. Przy okazji mam nadzieję, że ten parring będzie ci odpowiadał, bo nie miałam pojęcia z kim to napisać. A moje obeznanie w B2ST ograniczało się do rozpoznawania jedynie Yoseob'a. Oczywiście teraz uległo to zmianie :3 

Nie przedłużając już zapraszam wszystkich do czytania i komentowania >^.^<
Pisane przy Klik


Jesień. Ta piękna pora roku kiedy pierwszy raz cię ujrzałem. Przykułeś moją uwagę nie różniąc się niczym od innych. Jedyne co było w tobie innego to szeroki uśmiech, którego brakowało temu światu. Byłeś szczęśliwy idąc przez park w dość wietrzny dzień. Liście raz po raz targane wiatrem latały dookoła ciebie, a ty od czasu do czasu wyciągałeś dłoń by pochwycić jeden z nich. Kiedy ci się to udało uśmiechałeś się jeszcze szerzej, a twój piękny uśmiech sprawiał, że nie mogłem oderwać od ciebie oczu. Od czasu do czasu poprawiałeś futerał gitary wiszący na twoim prawym ramieniu. Niestety widziałem cię tylko krótki moment. Kiedy zniknąłeś mi z pola widzenia chciałem zobaczyć cię ponownie jednak nawet cię nie znałem. Nie wiedziałem gdzie mógłbym cię znaleźć.
W końcu postanowiłem wrócić tam również kolejnego dnia. Siedziałem na tej samej ławce co dnia poprzedniego już od rana i czekałem. To jedyne co mogłem zrobić. Czekać i mieć nadzieję, że jeszcze cię spotkam. Bardzo tego chciałem. Minuty mijały jedna za drugą, godziny się zmieniały, ale ty się nie pojawiałeś. Rozglądałem się niejednokrotnie za twoim uśmiechem pragnąc wypatrzeć go gdzieś w oddali, jednak nic z tego. Nie pojawiłeś się. Wieczorem kiedy park całkowicie już opustoszał, na dworze zrobiło się niesamowicie zimno i nie było widać żywej duszy wstałem z zamiarem udania się do domu. W tym właśnie momencie się pojawiłeś. Tym razem się nie uśmiechałeś. Wyraz twojej twarzy był zmęczony, ale pogodny. Miałeś słuchawki w uszach i nuciłeś coś pod nosem. Na powrót zająłem swoje miejsce czekając aż mnie miniesz. Dopiero wtedy ruszyłem w swoją stronę.
Następnego dnia wstałem wcześnie rano. Niestety istnieje taka znienawidzona placówka, na którą potocznie mówi się szkoła. Niestety do niej uczęszczam. Tak więc jak już wcześniej wspomniałem wstałem dość wcześnie. Zwlekałem jak mogłem z poranną toaletą, ubieraniem, a nawet śniadaniem. Niestety na nic się to zdało.
- Dongwoon pospiesz się. – poganiała mnie mama. – Ty śpisz czy jesz? – dodała patrząc na mnie i nadal pierwszą z trzech przygotowanych kanapek. Potem zaczęła coś mruczeć o tej dzisiejszej leniwej młodzieży, ale już jej nie słuchałem. Znałem ten wykład na pamięć i nie czułem potrzeby skupiania się na nim. Jedyne co zrobiłem to pospieszyłem się z jedzeniem nie chcąc jej denerwować.
Będąc już w szkole myślami błądziłem po tym co będę robić kiedy już wyjdę. Miałem w planach iść do tego parku choćby nie wiem co. Chciałem go…
- Dongwoon czy możesz w końcu odpowiedzieć na moje pytanie? – doszedł do mnie głos nauczyciela kiedy zostałem brutalnie szturchnięty przez kolegę z ławki. Poderwałem się na równe nogi patrząc wprost na niego z paniką w oczach. Nauczyciel stał czekając na to co powiem, a ja nie wiedziałem co robić. Już miałem spuszczać głowę w dół w geście poddania kiedy za nauczycielem zauważyłem kartkę z pytaniem na jakie miałem odpowiedzieć. Zastanowiłem się chwilę po czym udzieliłem odpowiedzi. Oczywiście była dobra bo jakżeby inaczej. Z nauką nie mam problemów także nie muszę się zbytnio skupiać na lekcjach.
Reszta męczarni minęła już we względnym spokoju. Porozmawiałem trochę ze znajomymi, napisałem dwa sprawdziany i byłem wolny. Na szczęście nikt po mnie nie przyjeżdżał, bo mama pracowała tak, że widywałem ją jedynie w weekendy. Tak więc po szkole od razu udałem się do parku. Czekałem na ciebie do późnego wieczora jednak tego dnia się nie pojawiłeś. Zresztą następnego jak i kolejnego również nie dane mi było cię zobaczyć. Odbiło się to na moim samopoczuciu.
Nastał grudzień. Do tego czasu ani razu cię nie widziałem. W tym czasie liście zdążyły już prawie całkowicie opaść z drzew. Wszystkie te piękne kolory znikały jeden po drugim. Ludzie mimo to uśmiechali się, chodzili na niekończące się zakupy, a ja byłem jakby od nich odcięty. Całkowicie nie podzielałem ich entuzjazmu. Cały czas czekałem pragnąc cię zobaczyć. Co dzień przychodziłem na tę ławkę z nikłą nadzieją na spotkanie ciebie. Nie raz się zdarzył, że przy okazji się na niej uczyłem. Mimo, że nie miałem problemów z nauką musiałem od czasu do czasu zaglądać do zeszytów i powtarzać materiał.
Minęło już szesnaście dni grudnia. W tym czasie zdołałem nabawić się porządnego kataru. Dni były coraz zimniejsze. Po szkole jak zawsze usiadłem na ławce i rozglądałem się dookoła na zmianę z chuchaniem w zmarznięte dłonie. Czekałem tak do późnego wieczora i kiedy wybiła godzina dwudziesta pierwsza wstałem, nałożyłem kaptur na głowę i ruszyłem do domu. Wzrok miałem spuszczony, dłonie w kieszeniach, jednak nie przeszkodziło mi to w złapaniu osoby, która na mnie wpadła.
- P… przepraszam. – usłyszałem. Uniosłem głowę i spojrzałem wprost w twoje zapłakane oczy. Potrzebowałem chwili na uświadomienie sobie, że to naprawdę ty stoisz naprzeciw mnie. Dopiero potem nie chcąc patrzeć w te piękne oczy teraz przepełnione bólem i łzami po prostu cię przytuliłem. Nie wiem co mnie do tego podkusiło.
- Puść mnie! – krzyknąłeś zaczynając się wyrywać. Dopiero to pozwoliło mi wrócić do rzeczywistości i uzmysłowić sobie co właśnie robiłem. Tuliłem jakby nie patrzeć całkiem obcego sobie chłopaka. W jednej chwili złapałem cię za ramiona i odsunąłem na długość wyciągniętych rąk.
- Ja… przepraszam. Po prostu nie chciałem, żebyś płakał. – powiedziałem ze spuszczoną głową chcąc się jakoś usprawiedliwić. Przez dłuższą chwilę trwała pomiędzy nami cisza.
- Jestem Yoseob. – odezwałeś się w końcu wyciągając w moją stronę dłoń.
- Dongwoon. – odparłem ściskając ją i unosząc głowę spojrzałem na twoją twarz. Teraz widniał na niej nikły uśmiech. – Mogę spytać co sprawiło, że płakałeś? – spytałem niepewnie.
- Dziewczyna mnie zostawiła dla mojego kumpla, a przecież zbliżają się święta. – wzruszyłeś ramionami.
- Nie zasługiwała Aaaa-apsik ciebie. Przepraszam. – powiedziałem i wysmarkałem nos.
- Jesteś chory, a ja cię zatrzymuję i opowiadam rzeczy, które i tak pewnie nie mają dla ciebie większego znaczenia…
- Przecież sam zapytałem. – przerwałem ci.
- No tak, ale mimo wszystko. Wiesz co? Chodź. – powiedziałeś i pociągnąłeś mnie za rękę. Nie mając zbytnio wyboru ruszyłem za tobą. Zaprowadziłeś mnie do jakiegoś sklepu i mówiąc żebym poczekał sam wszedłeś do środka. Po chwili wróciłeś z dwoma kubkami znad których unosiła się para. – Trzymaj. – podałeś mi jeden, a ja podziękowałem skinieniem głowy i wziąłem jeden.
- Ile masz lat? – spytałem kiedy szliśmy powoli przez miasto. Ciekawiło mnie to ponieważ byłeś ode mnie niższy i wyglądałeś strasznie młodo.
- Dziewiętnaście. – odparłeś, a ja wybałuszyłem oczy.
- Niemożliwe, byś był ode mnie rok starszy. – powiedziałem natychmiast.
- Pozory mylą. – roześmiałeś się. Spacerowaliśmy tak jeszcze przez jakiś czas po czym każde poszło w swoją stronę.
Ponownie spotkaliśmy się dwa dni później. Tym razem nie musiałem na ciebie czekać. Sam do mnie napisałeś, a kiedy przyszedłem do parku już na mnie czekałeś.
- Cześć. – przytuliłem cię z uśmiechem.
- Cześć. – odparłeś. – Mam do ciebie prośbę. Pomożesz mi się tego pozbyć przed…
- Pierwszy śnieg. – wszedłem ci w słowo patrząc w niebo.
- Pierwszym śniegiem. – dokończyłeś zrezygnowany. Słysząc to mój entuzjazm momentalnie opadł.
- Coś się stało? – spytałem patrząc po tobie.
- Chciałem się tego pozbyć. – wyciągnąłeś dwa piękne naszyjniki, które po złączeniu tworzyły napis ‘Love Forever’. – Miałem to dać mojej dziewczynie kiedy spadnie pierwszy śnieg, ale teraz chciałem się tego pozbyć.
- Jakie piękne. – powiedziałem i wziąłem oba w dłonie. W następnej chwili jeden z nich zapinałem sobie na szyi, a zaraz potem drugi zapinałem na twojej.
- Co robisz? – spytałeś nic nie rozumiejąc.
- Bo widzisz… Ja cię obserwowałem już od długiego czasu, a do tego uczucia przyznałem się przed sobą dopiero po tym jak na mnie wpadłeś. – powiedziałem nadal stojąc za tobą i wtuliłem się w twoje plecy. – po prostu czuję, że właśnie tu jest moje miejsce. – dodałem tak cicho, że tylko ty byłeś w stanie to usłyszeć.
- Ja… Nie wiem co myśleć i co ci odpowiedzieć.
- To nic nie mów. Po prostu przy mnie bądź i… i zobaczymy czy będziesz w stanie odwzajemnić moje uczucie. – wyszeptałem.
- Dobrze. – odparłeś pozwalając mi się tulić. Tego samego dnia złożyłeś nieśmiały pocałunek na moim policzku. Tydzień później pozwoliłeś się pocałować, a dziś siedzisz obok mnie wtulony w moje ramie i wspominasz ten dzień kiedy po raz pierwszy się spotkaliśmy nie będąc jeszcze razem. 

niedziela, 1 czerwca 2014

Do odważnych świat należy... ( One-shot )

Jako, że dziś dzień dziecka to mam dla Was shota xD 
Niestety nie jest to żaden z zamówionych, ale tamte już się piszą. 
Mam nadzieję, że się spodoba :3
Miłego czytania >^.^<


Specjalnie dla Hae planowałem ten dzień od dłuższego czasu. Chciałem mu wtedy powiedzieć co do niego czuję, ale szczerze powiedziawszy nadal bałem się odpowiedzi. Ja rozumiem, że do odważnych świat należy i te duperele, ale no kurcze czy tak trudno zrozumieć moją sytuację? Przecież przyjaźnimy się tak długo, jesteśmy w jednym zespole, tworzymy najsłodszy parring Korei, występujemy w duecie i zbieramy przeróżne nagrody. Spędzamy ze sobą sporo czasu, a ja się w nim zakochałem i boję się odrzucenia. Nie wiem czy to wyznanie nie zepsuje tego co zbudowaliśmy na przyjaźni. Nie wiem czy mogę mu powiedzieć. Bo co jak faktycznie się oburzy, albo co gorsza przestraszy i ucieknie, a potem nie będzie chciał już mnie widywać, obdarzać tym cudownym uśmiechem i po prostu być obok mnie? Co wtedy zrobię?
Z takimi właśnie myślami kierowałem się do naszego wspólnego pokoju. Specjalnie wstałem wcześniej chcąc sprawdzić czy wszystko na pewno dopięte jest na ostatni guzik. Stojąc już przed drzwiami wziąłem głęboki wdech i nacisnąłem na klamkę. Uchyliłem drzwi po czym wślizgnąłem się do pokoju i podszedłem do jego łóżka. Właściwie to mojego, bo nie raz się zdarza, że Hae przychodzi do mnie w nocy i śpimy razem.
- Hae wstawaj. – powiedziałem siadając na materacu i gładząc go po policzku. On jedynie mruknął coś nadstawiając się do mojej dłoni i spał dalej. Uśmiechnąłem się na to jedynie i ponowiłem próbę. – Rybko… wstawaj mam dla ciebie niespodziankę. – szepnąłem mu do ucha przyglądając się jednocześnie jak jego powieki rozwierają się aby pokazać światu teraz świecące się z ciekawości, zaspane oczka. Podniósł się do siadu i przeciągnął.
- Co to za niespodzianka Hyung? – spytał obracając głowę w moją stronę by móc na mnie patrzeć.
- Jak się nie ubierzesz to się nie dowiesz. – odparłem mierzwiąc mu ciemne, będące w nieładzie włosy. Wstając zauważyłem jak wywija usta w podkówkę w geście niezadowolenia mimo wszystko wstając i podchodząc do szafy.
- Jest zimno, czy ciepło? – spytał.
- Ciepło. – powiedziałem ścieląc łóżko. Kiedy kończyłem drzwi za Hae akurat się zamknęły, a ja opadłem na materac. No to postanowione. Powiem mu. Mam nadzieję, że będzie dobrze. A jak nie to… to będę błagać, o to żeby był przy mnie chociaż jako przyjaciel. Nie stracę go. Nie mogę.
Wstałem i z westchnieniem zabrałem się za ponowne ścielenie. Potem usiadłem na podłodze i po prostu siedziałem czekając na Hae.
- Wróciłem. Możemy jechać. – powiedział otwierając drzwi. Od razu się podniosłem i chowając telefon do kieszeni podszedłem do niego.
- To idziemy. – powiedziałem z uśmiechem i zamknąłem drzwi pokoju. Kiedy przechodziliśmy przez salon Heechul spojrzał na mnie pytająco, a ja kiwnąłem głową na potwierdzenie jego domysłów. On wiedział co czuję do Hae. Wiedział to jeszcze przede mną.
- Gdzie idziecie? – podbiegł do nas Kyu. Jak zawsze musi wszystko wiedzieć.
- Ciebie to nie interesuje, bo i tak z nimi nie pójdziesz. – uratował nas Siwon.
- Niby czemu? – zapytał obrażony.
- Zapomniałeś? Obiecałeś obejrzeć ze mną film o papieżu. – Wielebny uśmiechnął się diabelsko.
- Nie obiecywałem, kłamiesz! – krzyknął najmłodszy ze zgrozą.
- Już zapomniałeś? To było wtedy jak się upiłeś. Powiedziałeś, że obejrzysz ze mną jak obiecam, że ochronię cię przed Heechulem, za to że mhffyhrff... – nie skończył, ponieważ Kyu zatkał mu usta dłonią i z cierpiętniczą miną powlókł za nim.
- Biedny Kyu. – powiedział Hae patrząc za odchodzącymi.
- Nie taki biedny. Gdybyś wiedział co zrobił to nie żałowałbyś go. – odparłem otwierając drzwi. Wyszliśmy i windą zjechaliśmy na parking.
- To gdzie jedziemy? – spytał wsiadając do mojego auta.
- Mówiłem zobaczysz.
- Ale jesteś.. Ja bym ci powiedział. – burknął smutno. Tym razem nie dam się złamać przez tą słodką minkę. Zbyt dużo od tego zależy. Tak więc bez słowa odpaliłem silnik i ruszyliśmy. Jechaliśmy w ciszy przez miasto. Po jakimś czasie dojechaliśmy na miejsce. Było to przy rzece Han. Zaparkowałem samochód i wyszliśmy.
- Poczekaj. – powiedziałem kiedy chciał iść. Wyciągnąłem z bagażnika kosz piknikowy i ruszyłem za nim. Ulokowaliśmy się w miejscu, gdzie nie było ludzi. Rozłożyłem koc i wyjąłem wszystko co w nim było.
- Wow sam to zrobiłeś? – spytał Hae siadając na kocu.
- Z małą pomocą Wooka. Ale to nie ważne. Jedzmy, bo to dopiero początek. – powiedziałem z uśmiechem. Hae jedynie kiwnął głową i złapał za pałeczki. Jedząc przyglądałem się jak słodko oblizuje usta przy jedzeniu, albo mruczy. Gdyby ktoś mi teraz powiedział, że jego zachowanie nie jest słodkie i rozczulające to chyba bym tą osobę wyśmiał.
- Już nie mogę. – poskarżył się głaszcząc po brzuchu.
- Skoro tak to dobrze. – powiedziałem zaczynając sprzątać. Sam też byłem pełny, a jedzenia zostało. Popakowałem wszystko do koszyka i położyłem się na kocu.
- Nie idziemy? – zapytał zdziwiony.
- Nie, a dlaczego mielibyśmy? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- No bo mówiłeś, że to dopiero początek niespodzianki. – powiedział, a ja się roześmiałem.
- Mamy jeszcze chwilkę czasu także możemy poleżeć. – poklepałem miejsce obok siebie, a Hae położył się i westchnął.
- Co będziemy robić? – dopytywał.
- Jak ci powiem to nie będzie niespodzianki. Leż przez chwilę.
Więcej się nie odezwaliśmy pozwalając sobie odpocząć po posiłku. W tym czasie zastanawiałem się czy mówienie Hae jest czymś dobrym. Kiedy jednak na niego spojrzałem wszystkie wątpliwości zniknęły.
- Hae… - zacząłem. – Musimy już iść.
- Dobrze. – powiedział podnosząc się i pomagając mi wstać. Złożyliśmy koc i wróciliśmy do auta. Puściłem cichutko radio i ruszyliśmy. Podróż nie trwał długo. W centrum miasta postawiono ogromne wesołe miasteczko. Kiedy Hae je zobaczył był w niebo wzięty. Od zawsze uwielbiał takie zabawy.
- To jak… Idziemy? – spytałem parkując.
- Naprawdę? Super! – krzyknął uradowany i niemal wyskoczył z auta gdy tylko się zatrzymałem. Zaśmiałem się tylko na to i po chwili dołączyłem do niego. Kupiłem nam bilety i ruszyliśmy.
- To gdzie najpierw? – spytałem rozglądając się dookoła.
- Tam! – wskazał na wielką kolejkę górską, która pędziła jak szalona po torach. Nie byłem do końca przekonany, ale czego się nie robi dla jego uśmiechu. Ruszyliśmy w stronę urządzenia, poczekaliśmy aż skończy się obecna kolejka, zapłaciłem za nas i już po chwili siedzieliśmy. Ja osobiście chciałem usiąść gdzieś w środku, ale Hae uznał, że w miejscu, w którym obecnie się znajdujemy będą największe wrażenia. Tak więc wyszło na jego i właśnie zapinałem pasy siedząc na samym przedzie.
- Rusza. – uśmiechnął się szeroko kiedy delikatnie nami szarpnęło. Chwilę później jechaliśmy w pionie pod górkę jeśli tak można nazwać wjeżdżanie po słupie torów wysokości co najmniej dwudziestu metrów. Przyglądałem się temu ze zgrozą kiedy Hae śmiał się radośnie rozglądając dookoła. Kiedy wjechaliśmy na szczyt było jeszcze gorzej. Zaczęliśmy z ogromną prędkością zjeżdżać na dół robiąc wielkie koła. Myślałem, a raczej byłem prawie pewny, że tego nie przeżyjemy, a żołądek zgubię jeszcze po drodze przed śmiercią. Hae za to piszczał radośnie machając rękoma zupełnie jak dziecko. W tym momencie zacząłem go podziwiać. Ja nie odważyłem się nawet puścić barierki trzymając ją tak mocno, że aż pobielały mi knykcie, a dłonie tak się spociły, że ślizgały po całej jej długości. Kiedy już myślałem, że więcej nie zniosę kolejka zaczęła zwalniać i po chwili całkowicie się zatrzymała. Odetchnąłem wtedy głęboko i zacząłem rozpinać pasy.
- To było super. Widziałem ludzi do góry nogami i jeszcze jechałem tak szybko jak nigdy. – ekscytował się Hae kiedy ja walczyłem z własnym żołądkiem o jedzenie z pikniku. Na szczęście wygrałem tę walkę i mogłem w miarę normalnie funkcjonować.
- Cieszę się, że ci się podobało. To gdzie teraz? – spytałem jednak Hae już przy mnie nie było. Stał przy budce z watą cukrową.
- Poproszę dwie. – powiedziałem podchodząc do sprzedawcy.
- Duże, małe? – zapytał.
- Duże, wieeelkie. – powiedział Rybek i wymachując rękoma zaczął pokazywać jak duże mają być słodkości. Ja jedynie przyglądałem się ze zgrozą całemu pokazowi. Sprzedawca jedynie pokiwał głową i zaczął kręcić watę na jakieś podejrzanie duże, wyciągnięte patyki.
- Proszę. – podał pierwszą watę Hae, a mi aż się cofnęło. To było… Ogromne! Jak on może zjeść tyle słodkiego po tej kolejce?! Po chwili w moje ręce trafiła druga, podobnej wielkości wata. Zapłaciłem za… To i poszliśmy na ławkę.
- Ja tego nie zjem. – powiedziałem stanowczo. – Nie dam rady. – dodałem.
- Ja ci pomogę Hyung. Spokojnie. – odparł Hae z uśmiechem. Spojrzałem na jego watę, której już w połowie nie było i aż rozszerzyłem oczy w zdziwieniu.
- Chodźmy tam! – krzyczał jak szalony gdy tylko pozbyliśmy się słodkości.
- Gdzie? – spytałem pełen obaw.
- Tam. – wskazał na diabelski młyn. Niepewnie ruszyłem w jego kierunku kiedy Hae radośnie podskakiwał. W trakcie ‘zabawy’ powstrzymywałem wymioty, a Rybek szalał zaśmiewając się. Poszliśmy jeszcze na kilka innych już spokojniejszych kolejek za co byłem mu ogromnie wdzięczny.
- Głowa mnie boli. – powiedział nagle, a uśmiech zniknął z jego twarzy.
- Chodźmy stąd. – powiedziałem i poprowadziłem nas do wyjścia. Poszliśmy do auta, gdzie przypomniałem sobie o najważniejszym.
- Jedziemy. – powiedziałem ruszając. Podjechaliśmy pod budynek wyglądający jak kamienica. – Poczekaj tu. – powiedziałem wychodząc. Po chwili wróciłem ze średniej wielkości pudełkiem w dłoniach. Włożyłem je do bagażnika i na powrót zasiadłem za kierownicą jadąc do parku niedaleko.
- Idziemy się przejść? – spytał Hae, a ja z uśmiechem kiwnąłem głową.
Spacerowaliśmy spokojnie nie przejmując się nikim i niczym. Ptaki śpiewały, drzewa szumiały i było idealnie.
- Dziękuję za dzisiaj. – powiedział nagle Hae przystając.
- To jeszcze nie wszystko. – odparłem miękko. W środku cały się trzęsłem wiedząc jaki moment nadchodzi. – Mam dla ciebie prezent na dzień dziecka. – dodałem.
- Czy ja ci wyglądam na małe dziecko? – zapytał Hae nadymając policzki w geście oburzenia. Wyglądał w tym momencie słodko i niewinnie.
- Masz rację. Co więc mam z nim zrobić? – podrapałem się po głowie. Wyraz jego twarzy momentalnie się zmienił.
- Przecież możesz mi go po prostu dać.
- Nie może być dla ciebie. Przecież nie jesteś już dzieckiem. – odparłem spokojnie uśmiechając się delikatnie.
- Zmieniłem zdanie. Jestem dzieckiem i chcę mój prezent skoro to moje święto. – zażądał tupiąc nogą.
- Jesteś pewien swojej decyzji? – spytałem rozbawiony.
- Jak nigdy. – powiedział pewnie.
- Dobrze. Więc usiądź tu, a ja za chwilkę wrócę. – wskazałem na ławeczkę za nim. Zrobił jak chciałem. Zmierzwiłem mu jeszcze włosy po czym ruszyłem w stronę parkingu, na którym zostawiłem auto. Będąc już na miejscu otworzyłem bagażnik i nim wyjąłem pudełko sprawdziłem stan zawartości. Z uśmiechem wróciłem do tego głuptasa, który spoglądał wielkimi błyszczącymi się oczyma na pakunek w moich rękach.
- Daj mi. – wyciągnął dłonie robiąc proszący wyraz twarzy.
- Proszę. – podałem mu pudełko przyglądając się jego twarzy. Otworzył je i aż krzyknął z radości.
- Jaki on słodki. Taki uroczy. Jest mój? – mówił nie odrywając wzroku od białego szczeniaczka, którego obecnie trzymał w rękach.
- Tak jest twój. – powiedziałem siadając obok niego. Ostrożnie włożył pieska powrotem do pudełka i położył je obok siebie.
- Dziękuję. – powiedział przytulając się do mnie i składając pocałunek na moim policzku. W tym momencie osłupiałem.
- N..nie ma za co. – odpowiedziałem kiedy udało mi się otrząsnąć. Tego się po prostu nie spodziewałem. – Jak go nazwiesz?
- Myślę, że Yuuki. – odparł spoglądając w stronę pieska. Ten merdał ogonkiem i przyglądał się nam słodko wystawiając języczek. To ten moment. Odetchnąłem głęboko.
- Hae jest jeszcze coś co… chcę ci powiedzieć. – powiedziałem cicho. – Ja… ja cię lubię. – wyrzuciłem z siebie.
- Wiem głuptasie, ja ciebie też. – powiedział rozbawiony.
- Naprawdę? – spytałem niedowierzając.
- No tak, przecież jesteś moim przyjacielem. - uśmiechnął się.
- Źle się wyraziłem… Ja… Ja cię kocham. – szepnąłem spuszczając głowę.
- Gdybyś tego nie powiedział nie zrobiłbym tego… - powiedział i pocałował mnie rozpoczynając nowy etap naszej znajomości.