Ci którzy o blogu pamiętają ^^

niedziela, 23 grudnia 2012

Na wieki - One-shot


To mój pierwszy one-shot także mam nadzieję że pojawią się komentarze z wytykaniem mi błędów pisarskich które mi pomogą pisać lepiej. Pisałam to jak miałam dołek także może być trochę nieskładny ale chyba okej. Co do dedyka to dziś będzie dla ... Dla Neo-Kun żeby napisał jak najszybciej kolejną notkę o niebezpiecznym rodzeństwie bo to jest boskie ;D 

Miłego czytania >^,^<

Chyba nikt nie lubi słuchać że wszystko dzieje się przez niego, że związek kończy się przez niego. Nie powinno się mówić czegoś takiego drugiej osobie, a już szczególnie gdy ta osoba ma bardzo zaniżoną samoocenę i się o tym wie. Niestety, pewien chłopak właśnie to uczynił. Wcale tego nie chciał, powiedział to w złości. Teraz gdy minął tydzień, a jego były chłopak, który niecałe dwa miesiące temu przeszedł załamanie nerwowe i ledwo wygrzebał się z depresji nie pojawiał się w szkole postanowił zobaczyć co się z nim stało.
Modlił się dobijając do jego drzwi żeby żył i nic sobie nie zrobił. Nadal go kochał, chciał `tylko żeby zdał sobie sprawę z tego że nie może z dnia na dzień robić się oschły dla ukochanej osoby ponieważ może ją stracić. Właśnie o to pokłócił się z Maćkiem, miłością swego życia. Teraz płakał... płakał bo bał się że przez swoją głupotę go straci. Nie czekając dłużej, nie prosząc już aby mu otworzył, wyważył drzwi i wbiegł do środka. Przeszukiwał wszystkie pomieszczenia po kolei. Znalazł go w sypialni, leżał na łóżku, a obok niego leżało pudełko po tabletkach i list zaadresowany do niego. Drżącymi rękami wyjął telefon którym zadzwonił do szpitala. Ledwo wybełkotał adres i przyczynę. Następnie odrzucił aparat i sprawdził czy ukochany oddycha.
Wyczuł tętno, nikłe ale było. Starał się go obudzić.
- Ko-chanie, otwórz ... otwórz oczy ppproszę - mówił klepiąc go po twarzy. Nic to nie dawało więc przytulił go i pozwolił by łzy kapały na jego czoło. Nie mógł go stracić, gdy Maciek zabierany był do szpitala Kamil porwał list z jego łóżka i w ostatniej chwili zdążył wsiąść do ambulansu którego drzwi właśnie się zamykały. Całą drogę dopóki Maciek jeszcze oddychał ten trzymał go za rękę płacząc i błagając lekarzy aby go uratowali.
Koniec ... nie oddycha. Lekarze próbowali go uratować jednak to na nic. Nie dało się nic zrobić ... odszedł ... jego Maciuś nie żyje. Jedyna osoba którą miał i która go kochała właśnie zmarła.
Załamał się. Wrócił do domu, usiadł w fotelu i drżącymi rękoma wyjął list na którym pisało " Dla Kamila ". Otworzył go i zaczął czytać.
" Kochany Kamilu mam nadzieję że to przeczytasz.
Nie mogłem bez Ciebie żyć, wiem, że to przeze mnie nasz związek się zakończył.
Przepraszam cię za to, za moją głupotę, za śmierć, za to że się narodziłem, za wszystko.
Mam nadzieję że o mnie zapomnisz i ułożysz sobie życie lepiej... beze mnie."
"Twój Maciek."
Jednak Kamil tak nie mógł, nie potrafił znieść wieści że już nie przytuli, pocałuje, pogłaszcze i zobaczy uśmiechu na twarzy Maćka. Bez Maćka i on nie istniał. Płakał całą noc i nawet to nie pomogło, ból cały czas rósł i nie chciał maleć. Bladym świtem ruszył do ubikacji gdzie napuścił pełną wannę wody, rozebrał się, wyjął z szufladki żyletkę i wszedł do wody nie sprawdzając nawet czy się nie poparzy  Dla niego nie było już bólu  Liczyło się tylko to by trafić tam gdzie jego ukochany. Nie skrzywił się nawet wtedy gdy ostra żyletka zagłębiła się w jego skórze, uśmiechał się nawet wtedy gdy życie z niego uciekało wraz z kolejnymi, cieknącymi rzekami głębokiego szkarłatu. 
"Już niedługo Cię spotkam ... ukochany" - To właśnie wymalował własną krwią na białych kafelkach ściany. To z tymi myślami zasnął wiedząc, że gdy się obudzi będzie przy nim Maciuś i będą mogli być razem już na wieki.

czwartek, 13 grudnia 2012

Nowy ( 11/? )


Kolejny rozdział nareszcie napisany. Mam nadzieję że komuś się spodoba, jakiś taki słodki mi wyszedł ;P Dedykacja jest dziś dla A która chyba najbardziej oczekiwała tego rozdziału xD
Miłego czytania Madzia >^,^<

_________________________________________________________________________________

Eunhyuk:
Wszystkie moje wątpliwości odpłynęły gdy jego wielkie czekoladowe oczy zatrzymały się na mnie i widziałem w nich szczęście. Nic więcej mi nie było potrzebne. Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje, jednak oddałbym wszystko żeby zawsze był tak szczęśliwy. Może moja mama od początku...
- Słyszysz? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Hae i dopiero teraz zauważyłem że zostaliśmy kompletnie sami
- Słucham, mówiłeś coś? - zapytałem, czy to możliwe, że odpłynąłem na dłuższą chwilę?
- Musimy porozmawiać, muszę powiedzieć Ci coś ważnego.
Tyle czasu bałem się tej rozmowy i w końcu nadeszła, co teraz? Wyjść? Zostać? Może nie o TO mu chodzi, lepiej zostanę.
- Co takiego?

Donghae:
Muszę mu to powiedzieć. Nie po to zbywałem rodziców do lekarza żeby zaprzepaścić taką okazję. Weź się w garść, no już, dawaj, na trzy. RAZ... DWA... TRZY... I nic, nie potrafię mu tego powiedzieć, nie chcę, nie mogę.
- O co chodzi, Donghae, wszystko w porządku? Strasznie zbladłeś  może zawołam lekarza, poczekaj chwilę. - powiedział i wstał z zamiarem wyjścia
Raz się żyje, teraz albo nigdy - pospieszałem się
- N... Nie... Poczekaj ja... To ważne, zostań - z trudem i to nie małym wyszeptałem i to chyba starczyło bo Małpek wrócił na krzesło i wlepił we mnie ciemne przenikające moją duszę na wylot tęczówki.
Początkowo starałem się uciec wzrokiem jak najdalej od niego, gdy jednak to nie poskutkowało najprościej w świecie opuściłem głowę. Wziąłem kilka uspokajających wdechów bo monitorek stojący koło mnie którego zadaniem jest sprawdzanie ciśnienia i pracy serca wprost szalał.
- Ja... - spojrzałem na niego, widząc jego wyczekujące spojrzenie wziąłem jeszcze jeden większy wdech - Ja, ja Cię kocham i to cholernie, Kocham Cię już od początku. Zrozumiem jeżeli teraz wyjdziesz i nie będziesz chciał mnie znać. - Powiedziałem na wydechu - Ja... na prawdę to zrozumiem - do oczu napłynęły mi łzy.

Eunhyuk:
Nie wierzę, on mnie kocha, mimo przerażenia byłem dziwnie... Szczęśliwy? Tak to musiało być szczęście, jednak zaraz po tym pojawiło się uczucie smutku. Serce mnie zabolało widząc jak po policzkach Rybki spływają te łzy, łzy strachu, obawy.
Nie namyślając się wiele usiadłem na łóżku obok niego i mocno go przytuliłem. Nie bardzo wiedziałem co powiedzieć, czy powiedzieć że go kocham? Nie za bardzo wiem co znaczy to uczucie, owszem mam mamę którą kocham nad życie ale to jest coś innego. Nie chcę patrzeć na jego smutek i cierpienie, czy to właśnie jest miłość?
 "Ludzi i to co dla nas znaczą doceniamy zawsze wtedy gdy możemy ich stracić" "Nieświadomie zależy ci na Hae nie w sensie przyjacielskim tylko partnerskim" Te słowa uderzyły mnie jak grom z jasnego nieba. Słowa mojej mamy i Shindonga uświadomiły mi co tak na prawdę czuję.

- Donghae, nie płacz - kiwałem się z nim w ramionach starając się go uspokoić - Ja też Cię kocham.
Nie zareagował, jakby słowa które wypowiadam nie docierały do niego.
Poluźniłem uścisk - Kocham Cię - nadal nic. Jedną ręką nadal trzymałem go przy sobie, natomiast drugą złapałem jego podbródek nakierowując jego twarz wprost na swoją.
Był cały zapłakany i jakby nieobecny, coś w stylu mnie na chemii, kompletnie nic nie słyszał, po prostu nie kontaktował, tylko płakał nie czując zapewne mojego dotyku.
Widząc tą twarz, te napuchnięte od płaczu oczka z których wciąż lało się morze łez i smutną minkę po prostu nie wytrzymałem. Skoro słowa do niego nie docierają to ciekawe czy to podziała.
Musnąłem wargami jego wąskie usta, oddaliłem się minimalnie aby zobaczyć mimikę jego twarzy. Wyglądał dokładnie jak przed chwilą, z jedną różnicą, nie płakał, on po prostu... zastygł.
Pocałowałem go raz jeszcze tym razem nie oderwałem się od niego, po prostu trwałem z nim w tym pocałunku.
Nie wiem ile tak siedzieliśmy złączeni w tym delikatnym a zarazem mówiącym o naszych uczuciach pocałunku. Z tego jakże pięknego transu wyrwało mnie otwieranie drzwi. Próbowałem odsunąć się jak najszybciej od Rybci jednak nie pozwolił mi na to przytrzymując mnie.
Rodzice Hae zastali nas splecionych w uścisku siedzących na łóżku z czego ja byłem cały zmieszany, a Donghae uśmiechał się promiennie w stronę swojej mamy, która widząc nas w takiej sytuacji pospiesznie wyszła zamykając za sobą drzwi.
- Kochanie miałam rację, wygrałam, idziemy na kolację tylko nie zapomnij że ma być przy świecach. - usłyszeliśmy za drzwiami rozradowany głos rodzicielki Hae
- Jesteś pewna? - odezwał się jego ojciec
- Oczywiście - odpowiedziała mężowi - A teraz zostawmy ich samych sobie, no chodź.
Nic więcej nie usłyszeliśmy, poczekaliśmy jeszcze chwilę, a potem roześmialiśmy się z usłyszanych wcześniej słów.
- Kocham Cię - powiedziałem raz jeszcze obejmując go w pasie

Donghae:
- Ja też Cię kocham.
Teraz mogę iść spać. Wtuliłem się w Hyukkiego i tak się położyliśmy.
- Czy to oznacza że jesteśmy parą? - zerknąłem na niego
- Zdecydowanie tak, a teraz już śpij.
Na sen nie musiałem długo czekać. Już po chwili zapadłem w spokojny sen z którego mógłbym się nie budzić jednak teraz mam dla kogo wstawać każdego ranka. Nareszcie mam osobę którą kocham nad życie i która kocha mnie.