Donghae:
Coś tu jest serio nie tak. Dlaczego nie mogę się ruszyć? Dlaczego Małpkowi
właśnie zbiera się na płacz? On płacze? Spojrzałem na siebie bo tylko to byłem
w stanie zrobić. Zamarłem. Po moim ciele przebiegały długie, cienkie, czerwone
linie rozpoczynające się na otwartych ranach i powolutku pnących się w stronę
klatki piersiowej. Byłem w szoku. Nie wiem ile czasu patrzyłem na swoje ciało z
przerażeniem nie mogąc nawet kiwnąć palcem. Ocknąłem się z tego dziwnego transu
dopiero gdy ktoś zaczął przenosić moje bezwładne ciało na jeżdżące łóżko.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz - dobiegł mnie głos mamy
- Proszę się odsunąć.
- Kochanie powiedz mi że On z tego wyjdzie - moja mama, cała roztrzęsiona patrzyła błagalnie na tatę
Nic więcej nie usłyszałem gdyż karetka właśnie została zamknięta.
Założono mi maskę wspomagającą oddychanie i karetka na sygnale, z piskiem opon ruszyła do przodu.
- Hallo, proszę nie zasy... - słyszałem przez mgłę nim powieki opadły mi na dobre.
Eunhyuk:
Gdybym wiedział że tak się to skończy to już wczoraj bym go na plecach zaniósł do szpitala. Serce mi się łamało widząc rodziców Hae w takim stanie.
- Chłopcze, zbieraj się jedziesz z nami. - powiedział stanowczo ojciec mojego kolegi
Zamknąłem dom i ruszyłem w stronę ruszającego auta. Całą drogę modliłem się aby przeżył. Gdy tylko auto zaparkowało wyskoczyłem z niego jak oparzony i nie czekając na jego rodziców popędziłem prosto do otwartych drzwi szpitala.
- W czym mogę Panu pomóc? - zapytała recepcjonistka
- Prze-przed chwilą przywieźli to mojego przyjaciela. Gdzie go znajdę - wydyszałem gotów do kolejnego biegu
- Jak się nazywa?
- Lee Donghae. Proszę się pospieszyć to ważne. - pospieszałem biedną kobietę
- Przykro mi ale Pański przyjaciel dotarł do nas w stanie krytycznym. Więcej informacji udzieli lekarz. Przekaże to jedynie rodzinie.
- Jego rodzice będą to za moment. Już są - powiedziałem patrząc w stronę wchodzących rodziców mojego kolegi.
- Co jest mojemu dziecku - powiedziała cała roztrzęsiona mama Hae
- Proszę iść do doktora który zajmuje się Pani synem. On wszystko Państwu powie - kobieta pokierowała nas w odpowiednim kierunku i wróciła do swoich obowiązków.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz - dobiegł mnie głos mamy
- Proszę się odsunąć.
- Kochanie powiedz mi że On z tego wyjdzie - moja mama, cała roztrzęsiona patrzyła błagalnie na tatę
Nic więcej nie usłyszałem gdyż karetka właśnie została zamknięta.
Założono mi maskę wspomagającą oddychanie i karetka na sygnale, z piskiem opon ruszyła do przodu.
- Hallo, proszę nie zasy... - słyszałem przez mgłę nim powieki opadły mi na dobre.
Eunhyuk:
Gdybym wiedział że tak się to skończy to już wczoraj bym go na plecach zaniósł do szpitala. Serce mi się łamało widząc rodziców Hae w takim stanie.
- Chłopcze, zbieraj się jedziesz z nami. - powiedział stanowczo ojciec mojego kolegi
Zamknąłem dom i ruszyłem w stronę ruszającego auta. Całą drogę modliłem się aby przeżył. Gdy tylko auto zaparkowało wyskoczyłem z niego jak oparzony i nie czekając na jego rodziców popędziłem prosto do otwartych drzwi szpitala.
- W czym mogę Panu pomóc? - zapytała recepcjonistka
- Prze-przed chwilą przywieźli to mojego przyjaciela. Gdzie go znajdę - wydyszałem gotów do kolejnego biegu
- Jak się nazywa?
- Lee Donghae. Proszę się pospieszyć to ważne. - pospieszałem biedną kobietę
- Przykro mi ale Pański przyjaciel dotarł do nas w stanie krytycznym. Więcej informacji udzieli lekarz. Przekaże to jedynie rodzinie.
- Jego rodzice będą to za moment. Już są - powiedziałem patrząc w stronę wchodzących rodziców mojego kolegi.
- Co jest mojemu dziecku - powiedziała cała roztrzęsiona mama Hae
- Proszę iść do doktora który zajmuje się Pani synem. On wszystko Państwu powie - kobieta pokierowała nas w odpowiednim kierunku i wróciła do swoich obowiązków.
Rodzice
Rybki weszli do środka, ja jako że nie jestem rodziną, a tylko bliskim kolegą
musiałem zostać na korytarzu i czekać na wieści rodziców Donghae.
Oby
nic mu nie było. To na pewno nic poważnego. Moje myśli coraz bardziej mi się
nie podobają. Przecież nic mu nie będzie, nawet nie wiem co mu tak naprawdę jest.
Widziałem tylko te kilka długich kresek biegnących od ran otwartych na jego
ciele.
Nie
mam pojęcia ile czasu tak siedziałem. Patrzyłem tępo w drzwi gabinetu
lekarskiego nie reagując na osoby obok mnie. Z tego dziwnego transu wyrwały
mnie dopiero otwierające się drzwi. Poderwałem się na równe nogi i podeszłem do
wychodzących rodziców chłopaka. Jego mama była cała zapłakana, natomiast ojciec
jak na mężczyznę przystało powstrzymał swoje emocje i obejmował żonę dodając
jej tym samym otuchy. Lekarz wyszedł za nimi i gestem dłoni wskazał mi wejście.
Weszłem nie wiedząc o co może mu chodzić.
- Proszę usiąść – powiedział wskazując na jeden z
foteli przy biurku samemu siadając po jego drugiej stronie – Rodzice Donghae
powiedzieli mi że niedawno zostaliście pobici, czy to prawda? – spytał podpierając
głowę na nadgarstku
- Tak, ale czy to ma coś wspólnego z
jego pobytem tutaj?
- Owszem, tobie zapewne nic nie
jest, jednak siniaki z poprzedniego pobicia powinny się zagoić, a u twojego
kolegi wyglądają na świeżutkie. Rodzice Donghae nic o tym nie wiedzą, masz mi
coś do powiedzenia chłopcze? – patrzył po mnie wyczekująco
- To znaczy wiem, ale… - powiedzieć
mu?
- Posłuchaj, twój Olega jest w
poważnym stanie, powiedz mi wszystko co wiesz.
Opowiedziałem
lekarzowi co wydarzyło się wczoraj po tym gdy Donghae przyszedł do mnie w… tym stanie.
Nie pomijałem żadnego szczegółu, nie mogłem skoro jest z nim źle. Lekarz w tym
czasie słuchał spokojnie mojej opowieści i od czasu do czasu notował coś w jakichś
dokumentach.
- I tylko dlatego go pobili? –
spytał w końcu zszokowany
- Tak, wcześniej również oni nas
posiniaczyli, to znaczy ja stanąłem w jego obronie i przez to ja też oberwałem,
ale to nie ważne.
- Dlaczego nikomu tego nie
zgłosiliście? A szczerze nieważne, zrobimy tak, zadzwonię po funkcjonariuszy policji
i gdy tu przyjadą złożysz zeznania związane z pobiciem. Zrozumiałeś? –
powiedział lekarz stanowczym głosem, a ja nie mając już kompletnie siły się
sprzeczać po prostu przytaknąłem
- A co z Donghae, wyjdzie z tego? –
zapytałem z nadzieją patrząc na lekarza
- Jego stan jest poważny. Wdało się
złośliwe zakażenie i nic nie wiadomo. Oczywiście to nie twoja wina – dodał szybko
widząc że już otwieram usta. – Jak najbardziej dobrze opatrzyłeś jego rany,
jednak trochę za późno to nastąpiło. Zakażenie jak sam widziałeś jest bardzo
rozległe i ma kilka początków co tylko wszystko utrudnia. Chłopak jest bardzo
osłabiony, a na domiar wszystkiego nie mogliśmy dłużej czekać i musieliśmy
rozpocząć oczyszczanie krwi natychmiastowo co dodatkowo go męczy. Najbliższy
tydzień pokarze czy pacjent przeżyje. – powiedział z grobową miną, a ja jak
małe dziecko rozpłakałem się
- C…czy mogę go zobaczyć i przy nim
posiedzieć – jąkałem się
- To jest wykluczone, w obecnym czasie
nawet najbliżsi nie mają do niego dojścia. Zobaczyć go możesz jedynie przez
szybę, przykro mi.
Wyszedłem
stamtąd w stanie podobnym co mama Donghae słysząc z plecami ciche pomruki
doktora. To było coś w stylu „dziwne ... jak na … kolegę” cóż poradzę że jestem
roztrzęsiony i nie wszystko do mnie dociera? Udałem się przy pomocy
pielęgniarki do miejsca z którego mogę oglądać Donghae i po raz kolejny tego
dnia doznałem szoku. Leżał w białej sali nieprzytomny, a naokoło niego były
jakieś monitorki oraz maszyna która z jednej strony nieustająco pobierała jego
krew, a drugiej wprowadzała ją z powrotem. Tego było już za wiele, osunąłem się
na podłogę i wybuchnąłem przeraźliwym szlochem przestając już całkowicie
zwracać uwagę na moje otoczenie.