Z okazji pierwszej i mam nadzieję, że nie ostatniej rocznicy daję wam dziś dwa one-shoty. Teraz idzie pierwszy, a wieczorem dodam drugi.
Bardzo bym prosiła, żeby chociaż dziś wszyscy co to czytają zostawili po sobie komentarz. To nie tak, że o nie sępię, ale chciałabym chociaż dziś zobaczyć wielkie wsparcie dla bloga i dla mnie.
Dziękuję i zapraszam do czytania >^.^<
________________________________________________________________________
Jeden głupi żart, a może tak wiele
Jak ja kocham się z nim droczyć. Już na sam jego widok do głowy
wpadają mi nowe docinki. Dziś też mieliśmy się spotkać. Umówiliśmy się na
piętnastą jednak Zhoumi strasznie się spóźniał. Postanowiłem po niego wyjść.
Dzwoniłem, ale nie odbierał więc po dziesiątym połączeniu po prostu ruszyłem.
Pogodę miałem do tego idealną. Nie było słońca, ale było ciepło. Maszerowałem
zły na niego niesamowicie.
- Co lepsze? Najpierw go udusić, czy lepiej powiesić? -
prowadziłem monolog sam ze sobą. Kij z tym, że ludzie dziwnie na mnie patrzyli.
Teraz nie zwracałem na nich uwagi. Teraz byłem zły, nie, zły to nieodpowiednie
słowo. Wściekły, to bardziej pasuje. Mieliśmy iść razem na rynek, gdzie podobno
była jakaś impreza, a on chyba mnie olał. Teraz maszerowałem sam, a przede mną
całe siedem kilometrów drogi. Zamorduję go.
- Niemożliwe, zadzwonił wooow. - zakpiłem patrząc na wyświetlacz
telefonu po czym odebrałem. - Noo?
- Hej sorka, dopiero teraz skończyłem. Gdzie jesteś?
- Idę na rynek. Na ciebie bym się nie doczekał.
- Gdzie jesteś?
- Przy restauracji jak idziesz ode mnie na rynek. –
odpowiedziałem.
- Ok. Zaraz cię znajdę. Idź dalej. - rozłączył się, a ja prychnąłem
i ruszyłem dalej.
Jasne, zaraz cię znajdę. Na rynek już wchodzę, a go dalej nie ma.
Puściłem rocka i ruszyłem dalej. Znowu dzwoni.
- No ja już jestem na rynku, a ty gdzie? - spytałem.
- Dopiero przy tej restauracji jdjsnbjdksmcnfmdid..
- Co? Mam iść do ciebie? Ok. - tym razem to ja się rozłączyłem.
Nie mam pewności, czy to powiedział, bo coś zakłócało, ale wyjdę w jego stronę.
I takim oto sposobem zacząłem się wracać. Miałem z górki więc nie tak
źle.
- I gdzie on do cholery jest? - teraz serio się zdenerwowałem. Nie
było go pod restauracją. Postanowiłem do niego zadzwonić.
Wybrałem numer i po pięciu minutach rozmowy w końcu wiedziałem
gdzie mam iść.
- Z pewnością nie przeżyje tego dnia, może być tego pewien. -
zagroziłem pod nosem.
W końcu go ujrzałem. Z zaciętą miną przyspieszyłem i będąc już
przy nim zacząłem paplać jaki to on wredny nie jest i jak to nie obiecywał i
olał. Tę rozmowę prowadziliśmy przez kilka minut.
- To co robimy? - spytałem w końcu.
- Nie wiem.. możemy się przejść i pogadać. Nie chce mi się
siedzieć na rynku. - zgodziłem się na tę propozycję. Poszliśmy posiedzieć na
pustakach naprzeciw placu budowy. Rozmawialiśmy przez chwilę, aż nie
dowiedziałem się, że zmieniał szkołę, bo z poprzedniej go wywalili.
- Powiesz mi za co? - spytałem patrząc po nim.
- Ale to dłuższa historia. - westchnął.
- Mamy czas, nie jest tak późno.
- No dobra... - zaczął opowiadać, a ja zaśmiewałem się momentami
nawet do łez. Nie wiem, czy to serio było tak śmieszne, czy podkoloryzował tę
historię, ale była boska. Całe policzki bolały mnie od śmiechu.
- Nie zajęło ci to tak długo. Jedynie pół godzony. - powiedziałem
patrząc na wyświetlacz i wycierając łzy z oczu.
- Mówiłem, że to długo zajmie.
- Oj tam, bynajmniej się uśmiałem.
- Będziemy się zbierać co? Robi się chłodno. - zeszliśmy z
pustaków i ruszyliśmy w drogę powrotną. Oczywiście co byłby to za powrót bez
docinków. Cały czas coś docinałem śmiejąc się z niego. Przechodziliśmy akurat
koło miniaturowego stawu, gdy wpadł mi do głowy genialny tekst.
- Patrz, wykopali ci basen. Możesz się wykąpać. - palnąłem i znowu
wybuchnąłem śmiechem.
- Uważaj, bo cię tam wrzucę. - powiedział groźnie, a ja żeby mieć
większy polew powiedziałem, że może próbować. Ten wariat wziął mnie na ręce i
jak z panną młodą od tak ruszył w stronę stawiku.
- Żartowałem. Postaw mnie. - zacząłem się wyrywać. Stanął ze mną
nad tym bajorkiem i zaczął się zastanawiać. Ja za to nie czekając oplotłem go
ramionami za szyję i wtuliłem w niego. - Jak wlecimy, to razem. - powiedziałem,
a on postał tak jeszcze chwilę śmiejąc się po czym obrócił się bokiem do
zbiornika i postawił mnie na ziemi. Dopiero wtedy go puściłem, ale on nie
odsunął się. Spojrzałem w górę i przez chwile patrzeliśmy sobie w oczy.
- Co ty.. - zacząłem widząc, że się do mnie zbliża, ale nie
dokończyłem. Pocałował mnie. To mi nie pozwoliło skończyć. Kto by pomyślał, że
ja. Kyuhyun. Ten wredny i pyskaty Kyuhyun będę głównym bohaterem w takiej
scenie przez jeden żart. Przez ten jeden żart osoba, którą kocham pokochała
mnie. No może nie pokochała, ale przyznała się do tego. Tym pocałunkiem Zhoumi
zmienił wszystko.
Ow Aw *.* xD
OdpowiedzUsuńTakie to słodziaśne.. skąd ja znam tą historię? xD
Nie zmienia to faktu,że genialnie ją opisałaś :D
Nie dziwię się Kyu, że miał ochotę rozszarpać Mimiego.. (albo rozciąć wzdłuż klatki piersiowej, a potem obrać ze skóry xD)
Czekam na kolejnego shota <3
Wpadlam dzisiaj na tego bloga po raz pierwszy, a tu rocznica :p gratuluje! a oneshot uroczy.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze gratuluję rocznicy! :D Po drugie, one shot cudowny ^^ Jestem ciekawa tego drugiego xD
OdpowiedzUsuńM..
*.* Śliczny oneshot~ Niestety nie mam pomysłu na inteligentny komentarz, ale na Twoją prośbę zostawiam po sobie cokolwiek~
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobało i nie mogę się doczekać następnego shota~
Witam,
OdpowiedzUsuńbardzo wspaniały tekst, jeden pocałunek zmienił wszystko dla Kyu
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia